Dziś, 23 lutego, mamy ogólnopolski Dzień walki z depresją. Z tego powodu liczne serwisy informacyjne przypominają sobie o tym, że prawie 1/3 Polaków ma objawy depresyjne, że depresja jest 4 tym największym zaburzeniem zdrowotnym na świecie (pod względem rozprzestrzenienia) i o tym, że depresja nie leczona prowadzić może do śmierci samobójczej pacjenta. W Warszawie odbyły się happeningi, a w całej Polsce liczne pogadanki na tematy rozpoznawania depresji, roli rodziny oraz wsparcia… wszystko super – w takim tempie i takim zaangażowaniu licznych fundacji i ośrodków, pełną wiedzę o chorobie będzie niedługo miał każdy Polak. Co z tego jednak, kiedy jeśli już zachoruje, praktycznie nie ma szans na szybkie leczenie.
W Polsce, sytuacja walki z depresją jest na tyle paradoksalna, że nie wiadomo czy traktować to jako czarny humor, czy od razu zapłakać nad losem chorych. Choć ośrodków terapeutycznych i dobrych specjalistów, którzy mogliby leczyć chorych jest dużo, to niestety nie ma pieniędzy na leczenie chorych. A przecież nie każdego stać na leczenie w prywatnym ośrodku terapeutycznym i płacenie po kilkadziesiąt złotych za godzinę terapii. Efekt? Kolejki do specjalistów ciągnące się kilometrami, nierzadko kilkumiesięczne terminy oczekiwania na grupę terapeutyczną i przekaz który idzie do pacjenta- „żebyś się jeszcze ze dwa razy pociął, to może upchnęlibyśmy Cię szybciej”.
Świętujmy wiec dzień walki z depresją – ale może zamiast happeningów i poszerzana świadomości Polaków warto już zająć się tym, że na leczenie z tej choroby za mało jest pieniędzy od ZUSu.
fot.: Mateusz Stachowski
@skalar – dlatego piszę że 1/3 ma objawy depresyjne, nie depresję sensu stricte. Co do nadinterpretacji to masz rację i dzięki za dane zbiorcze 🙂
1/3 polaków to zdecydowanie zawyżona ilość. Jednostki maja skłonność do interpretowania swoich negatywnych odczuć jako stan depresji. A prawdę mówiąc w Polsce średnia ilość osób z depresją wynosi około 15% (bez tych okresowych np zimowej czy świątecznej).