Wśród Amerykanów szerzy się paranoja

Słowo paranoja, w potocznym rozumieniu używane jest zazwyczaj niewłaściwie. Mówiąc że coś jest paranoją zazwyczaj mamy na myśli że to coś jest niedorzeczne, bezsensowne, sprzeczne. Najnowsze statystyki pokazują, że w USA paranoja staje się coraz poważniejszym problemem i nie chodzi tu bynajmniej o nagromadzenie niedorzeczności, ale o paranoje jako chorobę.

Coraz więcej amerykanów uważa że rząd śledzi ich prywatną korespondencje mailową, Google jest w rzeczywistości korporacją kontrolującą świat, a sąsiad tajnym pracownikiem CIA delegowanym do monitoringu zagrożenia terrorystycznego.
Ciągłe napięcie, poczucie zagrożenia związane z ekspansywną polityką międzynarodową, a nawet literatura czy kinematografia indukują w Amerykanach poczucie zagrożenia i sprawiają że paranoiczne lęki ma coraz większa część populacji.

Daniel Freeman, jeden z autorytetów w zakresie zaburzeń paranoidalnych szacuje że lęki o podłożu paranoi miewa prawie 25% populacji. Trudno się zresztą dziwić, jeśli karmieni jesteśmy takimi książkami jak „Traveler”, „Raport mniejszości” czy takimi filmami i serialami jak „Millenium”, „Andromeda Strain” czy „Lost”. W każdej z tych pozycji, zwykły szary człowiek okazuje się sterowanym niczym marionetka obiektem, który polega ciągłej inwigilacji. W „Travelerze” autor którego tożsamość nie została dotąd ujawniona przekonuje zaś czytelnika, że filmy o tajnych działaniach rządu mają nas przyzwyczaić do myśli że tak jest w istocie – w myśl zasady „najciemniej pod latarnią.”

Karmieni podejrzliwością i strachem Amerykanie, zaczynają mieć problemy z funkcjonowaniem społecznym, zawodowym i osobistym. Czyżbyśmy po wieku depresji wkraczali w wiek paranoi?

fot.:J.F. Dupuis